Na fan page Kiddie napisałam przed uroczystością, że jeśli wszystkie jej występy będę tak przeżywać, nie dożyję do jej matury. A że jest w przedszkolu o profilu artystycznym, to szanse na zupełny odlot mam niejako podwójne...
Już od jakiegoś czasu wieczorami kleciłam strój dla Ni.
Strój wesołej sowy:)
W czasie imprezy Ni miała włosy zaplecione w "różki z pędzelkami" naśladujące uszy - po zakończeniu imprezy rozpuściłam te twory, by włosy odpoczęły.
Niestety dysponuję tylko fatalnymi zdjęciami z dzisiejszego dnia, trzaskanymi w amoku z lampą... Na pewno zatem Ni nie ominie pamiątkowa sesja zdjęciowa już w dobrym świetle;)
Pasowanie przebiegło pod tematycznym patronatem leśnych zwierzątek. Były jeżyki, wilczki, wiewiórki, liski i jedna moja nietypowa, kolorowa sowa.
Pomysł zaczerpnęłam oczywiście z sieci, pan mąż zakupił niezbędny "wszystkoklejący" klej Magic a Ninka miała frajdę z podawania mi filcu i nożyczek. Zatem własnoręcznie wykonany strój poza barwnym charakterem ma też niewątpliwe walory integrujące rodzinę:).
Więcej o tworzeniu stroju i przydatne linki dla tych, którzy chcą go wykonać - na dole posta.
Zespół przedszkola bardzo się postarał, by spotkanie było wyjątkowe.
Rodziców przywitały dekoracje, miły akcent w postaci ciasta i kawy oraz występ starszaków, które pięknie odśpiewały hymn przedszkola. Starszaki na koniec zresztą także wręczyły naszym maluchom własnoręcznie wykonane prezenty - papierowe latawce.
Był to bardzo fajny symboliczny gest budujący poczucie wspólnoty. Dzieci na pamiątkę dostały przypinkę - odznakę przedszkolną oraz wesoły parasol. Ich paluszek został odciśnięty w ramach podpisu w księdze pamiątkowej.
Nie muszę pisać, że z panem mężem spuchliśmy z dumy tak, że dotknięcie nas szpilką spowodowałoby wielkie BANG...
Niesamowita jest obserwacja dziecka w grupie, kiedy jest aktywne i radosne, cieszy się występem, obecnością innych dzieci i jednocześnie umie podporządkować zasadom, potrafi powtórzyć układy choreograficzne, zatańczyć w parze, zaśpiewać piosenkę, odpowiadać na pytania...
Jednym słowem Ni jest bez wątpienia prawdziwym przedszkolakiem, takim już dorosłym i dzielnym... A jeszcze niedawno przecież była kwilącym okruszkiem ważącym zresztą mniej niż laptop na jakim piszę te słowa...
Zostawiając nieco na boku całą sferę gigantycznych osobistych wzruszeń ciekawe było także to, co usłyszeliśmy od Pani wychowawczyni, która się do nas przysiadła.
A usłyszeliśmy ciekawe i momentami zaskakujące wieści.
Nina wraz z jeszcze jednym chłopcem to dwa silne charaktery w tej grupie, które walczą o swoje wpływy i o zabawki. Ni jest bardzo asertywna (hura!) i broni swoich racji używając ku temu dorosłych kurtuazyjnych argumentów (których jej uczymy) typu: "Bardzo Cię przepraszam, ale teraz ja się bawię tą zabawką, nie możesz mi jej zabrać. Będziesz się mógł pobawić, kiedy ja skończę".
Według słów pani wychowawczyni Ni nigdy nie śpi w przedszkolu (a w domu zawsze sypiała po 1,5-2 h w ciągu dnia) i szaleje do upadłego z chłopakami... Co ciekawe zresztą najchętniej bawi się autami - tymczasem w domu królują zabawy opiekuńcze, inscenizacje pikników itd.
Najbardziej zaskakująca była jednak wieść o Ninie i jedzeniu... Nasze dziecię ma podobnież gigantyczny apetyt, zjada wszystko łącznie ze znienawidzonymi warzywami i trzeba ją czasem powstrzymywać by się nie przejadła...
Ta ostatnia wieść sprawiła, że wręcz osłupieliśmy nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę mowa o naszym dziecku - niejadku, nienawidzącym wszelkich warzyw!
Oto zatem potęga przedszkola, siła grupy i wpływu rówieśników:)
Z drugiej strony ta ostatnia wiadomość sprawia, że przychodzi myśl do głowy o tym, że jej wybrzydzanie w domu jest efektem jakichś naszych zachowań, pobłażania "byleby coś zjadła", dostarczania alternatywnych "bezwarzywnych" posiłków itd. i może warto się temu uważniej przyjrzeć.
Ale pomyślę o tym jutro, jak mawiała Scarlett O'Hara.
Dzisiaj napawamy się pozytywnymi emocjami i energią tego dnia:)
A u Was jak przebiegło pasowanie?
DIY STRÓJ SOWY
Tak jak wspomniałam wykonałam go korzystając z inspiracji z sieci.
Przykładowy tutorial znajdziecie tutaj KLIK lub tu KLIK
- Zakupiłam na aukcjach 9 arkuszy filcu o wymiarach 30x40
- Pan mąż zaopatrzył mnie w klej Magic (wykorzystałam 1,5 tubki) - dostępny w zwykłych sklepach papierniczych
- Przydała się także krótka sukieneczka i biała poszewka z second handu oraz oczywiście szpilki i nożyczki.
Wykonanie jest banalnie proste, choć czasochłonne. Z filcu wycięłam kształty naśladujące "pióra" i naprzemiennie kolorystycznie układałam je na sukience, przypinając szpilkami. Następnie wszystko przykleiłam klejem.
Z białej poszewki wycięłam kształty skrzydeł i przykleiłam je do rękawów sukienki.
Gros kosztów kostiumu to koszt filcu. Jeśli zaś przygotujecie strój ze skrawków materiałów, na pewno wyjdzie prawdziwie "on budget".
Pokażcie swoje wersje sowy;)







My mieliśmy dzisiaj pasowanie. Wzruszenie ogromne, chociaż większość dzieci płakała, gdy zobaczyła rodziców (?!). Był występ, pasowanie kredką i wręczenie albumu. Niewątpliwie zaczął się nowy etap...
OdpowiedzUsuńStrój świetny, pewnie przyda się jeszcze w karnawale. :)
u nas też był płacz..... Marta zdecydowanie nie lubi tłumu obcych dorosłych, w żłobku było to samo, palca nie odbiła, dopiero na drugi dzień jak nie było tylu świadków. Na co dzień jest podobno odważna i rezolutna, wesoła i potrafi uspokajać inne płaczące za mamą ... pozdrawiam, ;) dagh
OdpowiedzUsuńNinka jako sówka - piękna. Podziwiam Twój zapał w zakresie stroju. Ja ostatnio na bal jakiś miałam szyć, a skończyło się na tym, że kupiłam gotowca w lumpeksie, taki ze mnie leń.
OdpowiedzUsuńWidać dziecko w grupie jest zupełnie inne i widać jak różne są dzieci podobne wiekowo - Ni od Mani różną lata świetlne chyba. Mania nie lubi i nie rozumie zupełnie takich występów.
A z tym jedzeniem - jest dokładnie tak, jak piszesz - raz, że wpływ grupy, dwa, że warto odpuścić, zamiast dawać coś, byle dziecko zjadło. Pamiętam, jakim niejadkiem był Antek i jak Mania, wychowywana zupełnie inaczej, jadła wszystko. Dziś Antek też je wszystko, ale walczyłam z nim trochę. Najwięcej efektu przyniosły wspólne zakupy na ryneczku (byłam w ciąży, siedziałam w domu i miałam akurat ten luksus niedostępny pracującym) i ciekawość, co to i jak smakuje. Wspólne obieranie, wspólne gotowanie i smakowanie. I wychowałam smakosza.
O kurcze ale mega strój! Niesamowite! Ja nawet mam problemy z pit-39 @.@ ehh!
OdpowiedzUsuń