Historia to znana, że Ni to mała "knopflerówna".
Zdecydowała się przyjść przed czasem na świat w nocy, kiedy to pan mąż świętował we Wrocławiu na afterku po koncercie Marka Knopflera. (Na szczęście jak wiadomo zdążył wpaść do szpitala z obłędem w oku na dwadzieścia minut przed odwiezieniem mnie na salę operacyjną. Dzięki czemu moje dożywotnie fochy są minimalnie mniejsze, niż mogłyby być:))
Nina jest zatem "naznaczona" muzycznie.
Pan mąż o to zadbał tej lipcowej nocy.
I dba na co dzień.
Ja rzadziej - często po całym dniu dzikiego tempa, telefonów i spotkań najlepszą muzyką jest dla mnie cisza... (co nie przeszkadza mi w pracy namiętnie korzystać ze Spotify)
Zatem to naznaczone muzycznie dziecko potrafi pokazać na okładce i nazwać imionami Beatelsów.
Ostatnio ledwo zdążyłam ją złapać, kiedy wspinała się na regał.
Okazało się, że chciała zdjąć z półki płytę "Markoplera" (M.Knopflera).
Kiedy teraz jestem z nią w domu, przychodzi i słodziutkim głosikiem zapytuje: "a włącys mi jakąś muzyckę mamusiu?"
Pytam o to, jaką.
I pada: Perdżem. (Pearl Jam)
Albo Dżamikłaj (Jamiroquai)
Albo rzeczeni Bitelsi..
Albo "muzycka baletowa". Co oznacza, że trzeba zapodać Mozarta lub Chopina.
Tudzież "Potwory co wyłazą z nory". Czyli Joszko Brodę.
A kiedy włączę Trójkę lub You Tube i padnie na bardziej rytmiczny utwór - czy to rockowy czy bardziej taneczny np. dancehall - stwór zaczyna momentalnie tańczyć. A na nostalgicznych utworach potrafi zamknąć oczy i wsłuchać się w plumkanie i czasem nawet unieść rączki i falować nimi delikatnie... Jak mała śpiewaczka gospel...
Wszystko to uwielbiam obserwować. Widzę w niej miłość do dźwięku, kipiącą energię, radość i fajne, wdzięczne poczucie rytmu.
Świetnie, geny poukładały się odpowiednio.;)
Zamiłowanie do ekspresji w tańcu ma po mnie, a muzyczne ciągoty niech dziedziczy zdecydowanie po mieczu. Bo w moim wykonaniu nawet "Sto lat" brzmi jak kocie wokalizy.:)
Kiełkuje mi plan zapisania jej testowo na zajęcia taneczne.
Zwłaszcza po wczorajszym dniu, kiedy podczas oglądania ze mną klipu na YT zażyczyła sobie: "odwróć do mnie komputer, zejdę Ci z kolanek i będę tańcyc". Co też uczyniła.
A jak jest u Was?
P.S Na dziś zamiast piosenki reklama. Stara, ale z fajnym przekazem.
Zachęcajmy i wspierajmy!
Pan mąż o to zadbał tej lipcowej nocy.
I dba na co dzień.
Ja rzadziej - często po całym dniu dzikiego tempa, telefonów i spotkań najlepszą muzyką jest dla mnie cisza... (co nie przeszkadza mi w pracy namiętnie korzystać ze Spotify)
Zatem to naznaczone muzycznie dziecko potrafi pokazać na okładce i nazwać imionami Beatelsów.
Ostatnio ledwo zdążyłam ją złapać, kiedy wspinała się na regał.
Okazało się, że chciała zdjąć z półki płytę "Markoplera" (M.Knopflera).
Kiedy teraz jestem z nią w domu, przychodzi i słodziutkim głosikiem zapytuje: "a włącys mi jakąś muzyckę mamusiu?"
Pytam o to, jaką.
I pada: Perdżem. (Pearl Jam)
Albo Dżamikłaj (Jamiroquai)
Albo rzeczeni Bitelsi..
Albo "muzycka baletowa". Co oznacza, że trzeba zapodać Mozarta lub Chopina.
Tudzież "Potwory co wyłazą z nory". Czyli Joszko Brodę.
A kiedy włączę Trójkę lub You Tube i padnie na bardziej rytmiczny utwór - czy to rockowy czy bardziej taneczny np. dancehall - stwór zaczyna momentalnie tańczyć. A na nostalgicznych utworach potrafi zamknąć oczy i wsłuchać się w plumkanie i czasem nawet unieść rączki i falować nimi delikatnie... Jak mała śpiewaczka gospel...
Wszystko to uwielbiam obserwować. Widzę w niej miłość do dźwięku, kipiącą energię, radość i fajne, wdzięczne poczucie rytmu.
Świetnie, geny poukładały się odpowiednio.;)
Zamiłowanie do ekspresji w tańcu ma po mnie, a muzyczne ciągoty niech dziedziczy zdecydowanie po mieczu. Bo w moim wykonaniu nawet "Sto lat" brzmi jak kocie wokalizy.:)
Kiełkuje mi plan zapisania jej testowo na zajęcia taneczne.
Zwłaszcza po wczorajszym dniu, kiedy podczas oglądania ze mną klipu na YT zażyczyła sobie: "odwróć do mnie komputer, zejdę Ci z kolanek i będę tańcyc". Co też uczyniła.
A jak jest u Was?
P.S Na dziś zamiast piosenki reklama. Stara, ale z fajnym przekazem.
Zachęcajmy i wspierajmy!




"Zamiłowanie do ekspresji w tańcu ma po mnie, a muzyczne ciągoty niech dziedziczy zdecydowanie po mieczu. Bo w moim wykonaniu nawet "Sto lat" brzmi jak kocie wokalizy.:)"
OdpowiedzUsuńU mnie jest tak samo!!! :)
Tzn. Starszy synek od początku ruszał się w rytm muzyki, chodziłam z nim przez chwilkę na zajęcia MUZYTYWKA w Cafe Bajarka. Podobało mu się. A młodszy? Cóż, ma dwa miesiące, więc jeszcze nie wiem :)