Wieczór. Godzina 21.
Robię zupę z fasolki szparagowej.
Myję, kroję, ucinam końcówki.
Dość długo to trwa.
Pan mąż w pracy.
A Nina przy mnie w kuchni.
Sfrustrowana. Bo nie chcę jej włączyć bajek w telewizji.
A zresztą dobrze wiem, że na kanale mini mini złota rybka właśnie ucina sobie słodką drzemkę. Program się na dziś skończył.
Ale Nina nie rozumie i miauczy.
"Włącz mi bajkę"
"A co trzeba powiedzieć?"
"Proszęęęęę"
"Tak właśnie. Proszę. Ale i tak niestety już bajki się skończyły na dzisiaj. Jest już późno. Możesz porysować albo pobawić się misiem. Zaraz pójdziemy się myć".
Ryk: "ALE JA CHCĘ BAJKĘĘĘĘĘĘĘĘ"
Ponawiam swoje tłumaczenie.
Kroję fasolkę. Ciach. Ciach.
To samo. Ryk nabiera na sile.
Ciach. Irytacja podchodzi mi pod gardło.
Ale uspokajam się i tłumaczę ponownie.
Nic to nie daje.
I moje dziecko nagle w tym momencie wydaje z siebie tym słodkim dziecięcym głosikiem sformułowanie, które wprowadza mnie w osłupienie
"KURRRWA! WŁĄCZ MI BAJKI!!!!!!"
I to tak wyraźnie.
Bo doskonale wyraźnie wymawia głoskę RRR ....
Zatyka mnie.
Ale przypominam sobie w tej sekundzie wszystkie mądre rady.
Ignoruję w szoku ten okrzyk i kroję dalej.
Nina widzi, że nie zadziałało i ponawia:
"KURRRWA, ALE JA CHCĘ BAJKI!!!!! BO BĘDĘ BARDZO SMUTNA I ZDENERWOWANA!!!!"
Zebrawszy się w sobie odwracam się do niej .
"Wiem, że bardzo chcesz obejrzeć bajki, ale już nie ma programu w telewizji. Pokażę Ci."
Prowadzę do pokoju, włączam TV. Rybka śpi.
"Widzisz? Tak jak mówiłam. A poza tym jest już późno i dzieci nie powinny o tej porze oglądać bajek. Mówiłam prawdę, widzisz? Chyba powinnaś mnie przeprosić za swoje zachowanie".
Nina przytula się zgnębiona."Przepraszam mamusiu...Kocham Cię..."
Idziemy się kąpać.
Udaję, że nic się nie stało, ale dzwonię potem do równie zszokowanego pana męża. Dyskutujemy o tym po jego powrocie z pracy.
Szukamy wyjścia i wspólnego stanowiska.
Zdejmuję z półki książkę:
Szukam porad w sieci.
Chcę zapobiegać, czy przeciwdziałać.
Łapię się za głowę.
Ile razy mi zdarza się soczyście zakląć w jej obecności?
Niemało...
Ni nauczyła się, że to ostateczny sposób na zwrócenie na siebie uwagi i wyrażenie swojej złości.
Ode mnie.
Na pewno takie zachowania dzieci dają dużo do myślenia.
Zmuszają do zastanowienia się.
I jednocześnie pokazują mi, że wychowanie jest sprawą bardzo dynamiczną, zmieniającą się z wiekiem dziecka i okolicznościami.
To, że miesiąc temu byłam zadowolona ze swojego sposobu rodzicielstwa i uznawałam go za właściwy, nie jest dane wiecznie.
I trzeba uczyć się.
O sobie. O dziecku. O ludziach. O emocjach. O relacjach. O odpowiedzialności. O uczeniu się i przejmowaniu wzorów.
O milionie innych zależności.
I my sami musimy zmieniać się na lepsze.
Tylko dzięki temu nasze dziecko może mieć choć szansę wykazywać takie zachowania, o jakich marzymy.

Dzięki za ten wpis. Antosz jeszcze mały, ale zapamiętam!
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam od jednego ku.wa świat się nie zawali :D rozwaliłaś mnie tym wpisem. Nina konkretna babka i tyle :) a tak na poważnie, nie da się uniknąć takich niespodzianek jeśli sama używasz słowa wulgarne itp Dziecko niby nie słyszy...Nie martw się, pójdzie do szkoły tam dopiero spotka się z tak zwanym "ładnym językiem". Ja nie przeklinam na ogół, w chwilach złości zdarza mi się "rzucić mięsem", ale od razu sama głośno się rugam, że to przekleństwo. Kacperek jak był mniejszy zdarzało mu się, ale teraz nie słyszałam, a może tak przy mnie udaje tylko ;)
OdpowiedzUsuńRozwaliłam Cię, bo się zmartwiłam?
OdpowiedzUsuńWolę przeciwdziałać. I wiem, że znikąd się nie wzięło.
Poza tym ostatnio bywa mocno niegrzeczna i mamy dylemat.
nie, nie to mnie rozwaliło. Asiu za bardzo bierzesz wszystko do siebie. Nie przejmuj się, taki wiek. Dobrze, że przeciwdziałasz, wcale tego nie neguję.
OdpowiedzUsuńWiem, może Ci jest łatwiej bo spędzasz czas z Kacperkiem
OdpowiedzUsuńJa Ninę mam trzy godziny dziennie, a teraz i mniej bo dużo pracuję.
Dlatego wszystkie problemy wychowawcze są dla mnie ważne i urastają do wielkiej rangi, bo muszę je w krótkim czasie rozwiązywać.
Wiele z nich się właśnie pojawia przez to, że ciągle nas nie ma
Nina ma rodziców kilka godzin na dobę i to naprzemiennie.
Wiem, że u Ciebie podobnie z mężem. To nie jest fajne.
Aha- dla Ciebie to jest jedno kurwa, dla mnie objaw kilku innych rzeczy jakie ostatnio miały miejsce :( Mojego dużego przepracowania i stresu, napięcia, które ona też odreagowuje i się negatywnie przekłada na wszystko w domu.
OdpowiedzUsuńStrrrasznie powaznie wszystko bierzesz. "ku.wa" i powtarzanie innych brzydkich slow to jest etap u chyba wszystkich dzieci i nie swiadczy o porazce wychowawczej. Smutek taki czasami plynie z Twoich wpisow, zmien swoje zycie jesli jest niefajne, a nie zadreczasz sie. Pozdrowienia! Marta
OdpowiedzUsuńOczywiście, że wszystko ZA POWAŻNIE biorę i WSZYSTKO biorę do siebie.
UsuńMyślę, że w sieci znajdziesz milion blogów szczęśliwych mam bez problemów ze sobą...
Ten blog taki nigdy nie był i nie będzie.
ZAWSZE będzie o martwieniu się.
Za życzliwe acz zupełnienie na miejscu rady dotyczące zmiany mojego życia - serdecznie dziękuję...
Tu anonimowy2: Można się martwić prawdziwymi problemami i wymyślonymi. To że dziecko powiedziało słowo kurwa raczej nie jest jakimś dramatem.
Usuńa ja Cię pocieszę ;-)
OdpowiedzUsuńnajprawdopodobniej od tej chwili każda spontaniczna ku..., którą nieopatrznie będziesz próbowała rzucić przy Ninie samoistnie zamieni się nim opuści twe usta w kuuuferek, kuubraczek, kuuuurtynkę lub inny kuuuubeczek :-)
w moim przypadku tak to właśnie zadziałało.. Marcin jest starszy od Ninki o całe 3 dni a sytuacja była niemal identyczna
pozdrowienia spod Poznania
Kasia
U nas pewnego dnia było "kuuuuułwa gdzie moje klucze?" (nie mówił "r"). Nikt nie zwrócił na to uwagi. Ciężko było się nie roześmiać, ale dałam radę. Drugiego razu nie było. Nikt się nie przejął, rozeszło się po kościach. Swoją drogą zobacz jakie bystrzaki z naszych dzieci - doskonale wiedzą kiedy użyć tego słowa.
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czy to taki powód do dumy - wulgaryzmy.
UsuńMnie osobiście bardzo rażą wszelkie przekleństwa ("najgorszym" jakie wypowiedziałam było "cholera") więc po prostu nie przeklinamy. Zdaję sobie sprawę, że córka i tak może coś podłapać z podwórka, od rówieśników czy od sąsiadów ale jeśli nie będzie słyszała takich słów od nas, ryzyko będzie mniejsze.
Jull... Marta czasem rzuca "kulcze mać" i jej tłumaczę, że to nie ładnie, nie wypada, że czasem dorosłym się zdarza brzydko mówić, ale to nie fajne.. no i jak już ktoś wyżej napisał, zanim mi się zdarzy na końcu języka pojawić kuu... to się gryzę w język, albo wychodzi "kujawiaczek" ;) pozdrawiam -dagh
OdpowiedzUsuń