poniedziałek, 13 stycznia 2014

Mały post o modzie dziecięcej w wykonaniu Ni. I o dziecięcych blogach modowych.

Zaczęło się.

Moda i styl w życiu mojego dziecka.
Jak to wygląda na co dzień?
Ubrania muszą do siebie pasować.
Pasować - to znaczy mieć ten sam wzór lub kolor.
Albo być różowe.
Tak, różowe.

Aż śmiać mi się chce kiedy psioczyłam na ten kolor, a wszyscy mi mówili: "poczekaj..."

No to poczekałam;)

Ostatnio zażyczyła sobie różowego laptopa.
I różowego kasku do roweru.

Ale za to - zielonego roweru.

Kiedy zapytałam - dlaczego zawsze różowy, odparła: "Bo ja lubię ten kolor a ja się znam na kolorach!".

Jakie sytuacje to implikuje?

"Mamusiu, moja bluzeczka od piżamy nie pasuje do spodenek" - udaje mi się ją przekonać, że pasuje do skarpetek

Wstajemy rano do przedszkola. Przedstawiam pannie alternatywne stroje. Bluzeczka plus: sukienka dżinsowa, spódnica dżinsowa, spódnica sztruksowa, sukienka sztruksowa.

Foch. Nic jej nie pasuje. Czas płynie.

Bo ona chce sukienkę z kokardkami i falbankami.

Którą to, nabytą w lumpeksie, mamy na szczęście i która to jednak aktualnie leży w koszu z ubraniami do prania.

Ostatecznie udaje się ją przekonać do dżinsowej sukienki na szelkach - bo ma kwiatki w kolorze pojawiającym się na bluzce.

Zaczęła zwracać uwagę na moje ubrania - i to często w zabawny sposób.
Dziś zauważyła mój nowy biały, mocno puszysty sweter i skomentowała: "ooo jakie masz milutkie futerko. JAK YETI!"
Potrafi też skomplementować mój strój i ocenić fachowym okiem i powiedzieć mi, że ładnie wyglądam.

Oto uroki posiadania małej kobietki.

Ja do dziś pamiętam, że warunkiem uznania przeze mnie spódnicy za fajną we wczesnym dzieciństwie było to, aby była "kręcona" (swoją drogą moda na rozkloszowane spódnice wróciła:).
I w życiu nie chciałam założyć "gryzących" rajstop.
Chociaż de facto wyborów modowych nie było, bo moda dziecięca wtedy za bardzo chyba nie funkcjonowała w Polsce - przynajmniej w świadomości przeciętnego rodzica.

A dzisiaj... Funkcjonuje i to intensywnie. Im bardziej stonowany, elegancki stój - tym droższy.
Orędownikami trendów są dzieci zachodnich celebrytów.

Prześmiewcza książka pisana w imieniu Suri Cruise

Swoją drogą przetoczył się swego rodzaju szum w blogosferze po krytycznym i nieco skrzywionym artykule o dziecięcych blogach modowych.

Przejrzałam kilka blogów tego typu:



A nawet http://glammybaby.pl/-gdzie już niemowlaczek jest stylizowany.

Ja jakiś czas temu zrezygnowałam z pokazywania Niny na zdjęciach - kadruję dziś foty tak, by nie pokazać jej bezpośrednio, choć często mnie kusi - ale po pewnym czasie prowadzenia bloga uznałam, że nie chcę tego robić dla jej dobra.

Zdjęcia są piękne, dzieciaki fantastyczne, moda - naprawdę wspaniała i budząca zazdrość :) - ale nie mogę się oprzeć przykremu uczuciu, że to wszystko podlane jest czasem niestrawnym a czasem trującym sosem.

Przyznaję - Czuję lekki niesmak na myśl o publikowaniu podpisanych markami fot dziecka - teoretycznie zupełnie nieświadomego lub nie w pełni świadomego ich roli, często stricte komercyjnej. A jeśli świadomego - to czy takie pozowanie i zwracanie szczególnej uwagi na marki i stylizacje, często sesje zdjęciowe będzie dla nich końcowo dobre?

Aczkolwiek - czy moje postowanie jej powiedzonek i pisanie o niej to nie taki sam rodzaj ekshibicjonizmu jak prezentowanie zdjęć i stylizacji???

Co myślicie?

P.S

Swoją drogą trafiam na ironiczny board na Pintereście poświęcony wyimaginowanej modnej córce zbierający zdjęcia modowe dzieci i opatrujący je komentarzem

10 komentarzy:

  1. U nas też trwa faza na różowy i co rano słyszę " chcę założyć różową bluzeczką z kotkiem " =.="
    Od czasu do czasu pokazuję córko na blogu lub instagramie ale dozuję zdjęcia - im jest starsza, tym rzadziej się trafiają.
    Dziecięce blogi modowe zupełnie do mnie nie trafiają. Żadnego z nich nie śledzę, mimo ich popularności ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Faza na róż zdarza się chyba prawie każdej małej dziewczynce- na szczęscie mija. Zresztą nie ma co tego różu demonizować- ot kolor jak każdy. My róz mamy już za sobą. A co do blogów modowych- zazdroszczę niektórych autorkom tych blogów, że potrafią robić takie piękne zdjęcia swoich dzieci. Ja niestety tak nie potrafię. A często mam przed oczami obrazek z moim dzieckiem w roli głównej, który chciałabym koniecznie zatrzymać w kadrze, a nawet się nim podzielić. Chwila jednak mija zanim zlapię za aparat, a nawet jak zdążę, to nie potrafie zdjęciem oddać tego, co zobaczyłam. Dodaję zdjęcia na swoim blogu, piszę też specjalne blogi wakacyjne, głównie zdjęciowe- gdyby nie one, to ani ja sama ani dalej mieszkająca rodzina nigdy by nie zobaczyli tych fajnych momentów i miejsc, które przeżyliśmy i zobaczyliśmy. Bo nigdy nie ma czasu, żeby z masy zrobionych cyfrowo zdjęć wybrać konktetne i zrobić z ich sensowny album. Jakoś nie myślę o tych anonimowych, którzy też na nasze zdjęcia natrafiają. Może powinnam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, ja jakoś tych blogów z "modą dziecięcą" nie kupuję. Nie rozumiem tego po prostu. Kiepsko się czuję oglądając je ;) co innego - czytać, jak np Twojego. Nadal (mniej więcej;) ) pozostajesz osobą dla mnie anonimową, wirtualną, wygląd mogę sobie co najwyżej wyobrazić. A zdjęcia...to taki dosłowny przekaz czegoś, co jest osobiste i intymne. Nie chcę wchodzić z butami do czyjegoś życia. Zero tajemnicy.
    Z drugiej strony, nie potrafię zrozumieć matek tych dzieci, tego co nimi kieruje. Ok - blogi modowe - rozumiem, że to jakaś forma ekspresji, pokazania siebie, rozreklamowania, może ukryty pęd za sławą, ale dzieci? "Mała miss" w formie bloga?
    I jak to się odbywa? "idziemy kochanie na spacer, zrobimy kilka zdjęć do bloga"? "chodź, poczytamy komentarze"? .. :)
    A co po latach? uzależnienie od atencji? I jak z uczuciami takiego już powiedzmy dorosłego, który zdaje sobie sprawę że setki jego zdjęć z dzieciństwa wiszą gdzieś w "przestrzeni wirtualnej"?
    Aczkolwiek - zdjęcia na blogach często piękne. Miło spojrzeć, ale niekoniecznie śledzić ;)

    AS

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio sporo przegladalam tych blogow o kodzie dzieciecej i...przestalam zniesmaczona, bo to wszystko kojarzy mi sie z jakims chwaleniem się,

    OdpowiedzUsuń
  5. Zjadlo mi reszte posta. Te blogi to reklama...rodzica, o reklamie sponsorow nie wspomne...na jednym z powyzszych jest az masakrycznie nachalna...

    OdpowiedzUsuń
  6. :) pamiętam jak psioczyłaś na róż i szukałaś czego w kawowe pasy. Na pewno jej przejdzie. Ja nie mam aż takiego problemu, chociaż mój Kacperek nosi tylko to co "modne" w jego odczuciu czyli t-shirty tylko z odjazdowymi bohaterami nie tam jakieś dzidziusiowe,oczywiści jeansy, w dresach to on po domu. Bardzo ważne jest dla niego co powiedzą koledzy i koleżanki, najlepiej jakby to był komplement w stylu: wow, ale odjazd! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam syna w wieku Ni i on tez zaczyna wybrzydzac. Rok temu kupilam mu na wyprzedazach fajne bluzy Polowy nie zalozy bo nie. Czas zaczac z nim konsultowac odziezowe zakupy:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. powiem szczerze, że kiedyś uważałam blogi modowe dla dzieci za bezsensowne miejsca w sieci, w których świrnięte mamuśki roztrząsają dopasowanie koloru mankietu w rękawiczkach do koloru sznurówek w butach. naprawdę - jest tyle interesujących tematów dotyczących dzieci i rodzicielstwa, że absurdalne wydawało mi się blogowanie o dziecięcych ubrankach. tym bardziej, że heloł - piszemy o ubrankach dzieci, których głównym zadaniem jest nieprzeszkadzanie w zabawie w każdych warunkach. ale czy to oznacza, że ubranka mają być brzydkie i byle jakie? momentem przełomowym w moim postrzeganiu tego typu blogów było jakieś letnie wydarzenie dzieciowe, nie pamiętam nawet o co chodziło, bo zapamiętałam tylko to, że większość dzieci ubrana była w identyczne koszulki z lidla. te, co nie miały na sobie lidla, w tym Lu, nosiły h&m. no i wkurzyła mnie ta uniformizacja, szczególnie, że moja Lu coraz mniej się uświnia podczas normalnego funkcjonowania. a ja nie chcę by moje dziecko, któremu staram się wpoić (tu polecę skrótami myślowymi) niezależne, samodzielne myślenie, odwagę mówienia "nie" i "tak", staram się uczyć kreatywnego spędzania czasu, któremu urządzam pokoik tak, by nie wyglądał jak witryna Ikei... no, więc to moje dziecko ma być klonem w tłumie tak samo ubranych dzieci? o, nie. i w tym momencie znalazłam pomoc właśnie na dziecięcych blogach modowych. nie czytam wynurzeń autorek, często pisane są tak, że zęby bolą przy czytaniu, oglądam tylko zdjęcia i klikam na linki do sklepów. traktuję je jak magazyny zakupowe, na które szkoda mi kasy w kiosku. oczywiście, przepuszczam to wszystko przez swój filtr zdrowego rozsądku i portfela.
    dlatego ja jestem na tak. nie mam kompleksów, może dlatego nie drażnią mnie te blogi i chwalipięctwo na nich uprawiane. ja też lubię się pochwalić moimi dziećmi i posłuchać komplementów, normalna sprawa;-)
    faza na róż na pewno złagodnieje. u nas była naprawdę bardzo ostra i trwała zdecydowanie za długo. teraz już do ulubionych kolorów dołączył nawet szary, który przecież bardzo ładnie łączy się z różem;) powoli, sukcesywnie pozbywamy się różowych koszmarków z otoczenia. inna sprawa, że w sklepach 90% ubrań jest różowa, a ta nieróżowa oferta ma zbójeckie ceny;)
    pozdrawiam, ależ się rozpisałam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja starsza córka jest już po fazie na róż a młodsza przed więc mam chwilę oddechu ;)
    Dziecięce blogi modowe to fajne źródło inspiracji, często dobieram podobne zestawy z osiedlowej ciucharni :) ale jeśli chodzi o ich autorki mam czasem wrażenie że strasznie, niewspółmiernie dużo ich uwagi, czasu oraz pieniędzy idzie na ubranie dzieci, co przecież nie jest jak dla mnie aż tak bardzo ważne. Lubię jak dzieci są estetycznie, ciekawie ubrane, ale nie do przesady.

    OdpowiedzUsuń
  10. Faza na różowy trwa w pełni :)

    OdpowiedzUsuń