Godzina 22:30.
A dziecko nie ma zamiaru zasnąć.
W końcu w tym tygodniu miało mnie przez bardzo ograniczony czas. Późno wracałam z pracy.
A pan mąż od tygodnia przebywa poza miastem na konferencji. Jego nieobecność jest okupiona nocnymi lękami, popłakiwaniem "do tatusia", zwierzeniami, że "tatuś jest najlepszym chłopakiem na świecie" i smutnymi oczami "bo ja myślę o tatusiu, że go nie ma i bym chciała by już wrócił".
Usypiam zatem dziecko od jakiejś godziny odliczając minuty do rozpoczęcia upragnionego samotnego piątkowego wieczoru przy Grey's Anatomy.
Babcia, która przybyła z odsieczą w czasie szkarlatyny Bu, skonana szalejącym od kilkunastu godzin stworem i zarażona jego zarazkami zaniemogła chorobowo.
Leżymy więc w łóżku. Błagam: "śpij już".
Dziecko jednak zamiast spać, znajduje milion wymówek:
- błaga rozpaczliwie: "nie chcę żeby poszłaś"...
- zrywa się i prosi o nocnik
- kwacze, macha rękami jak skrzydłami i mówi, że nie może się położyć, bo wysiaduje jaja
- po chwili stwierdza, że nie może położyć się na poduszce, bo na niej leżą rzeczone jaja i ja muszę je przenieść na stolik
- układa cztery zabawki na poduszce i przykrywa kołdrą "swoich przyjaciół" i konstatuje, że nie ma dla niej już miejsca, więc nie musi spać
- stwierdza, że chce pić
- stwierdza, że to musi być woda
- stwierdza, że to musi być woda z butelki
- stwierdza, że musi wytrzeć buźkę nawilżaną chusteczką
- nagle wpada w panikę z powodu stukania w kaloryferach; kiedy niebacznie stwierdzam, że to woda chlupie, wpada w panikę bardziej: bo przecież w mieszkaniu nie może chlupać woda
- uspokaja się i bierze swoją lalkę szmaciankę, po czym jeździ jej paluszkiem po oczach i policzkach: "maluję ją, żeby była ładna"
- kokosi się po całym łóżku: "bo przymierza się do spania"
- kiedy myślę, że usnęła, odwraca się i zwierza: "ale ja będę spała, wiesz"
- wyznaje, że musi się koniecznie we mnie wtulić i mam ją schować pod pachą
- kiedy warczę umordowana: "śpij już" odpowiada niewinnie: "no ale przecież ja będę spała".
- kiedy patrzę na nią karcąco robi słodką minę: "JESTEŚ BARDZO PIĘKNA, WIESZ?". Czekam na rozwinięcie. Nina dodaje: "jesteś bardzo piękna, bo masz piękny szlafrok i piżamę i dziurki w nosie i cała jesteś piękna...". Próbuję się nie udusić ze śmiechu.
- Po chwili dodaje: "bardzo jestem zmęczona, wiesz". Oby, oby!!!!
- Wtula się rozkosznie. Zasypia. Po jakiejś 1,5h.
Mężu wróć z tej konferencji, ok?
Czuję się jak ojciec Alberta z zakamarkowej serii. Tylko on koniec końców sam usnął a mnie prawie coś trafiło.
Ale widok śpiącej Bu oczywiście zmiótł mnie z powierzchni jak tsunami zalewem endorfin.
Go the fuck to sleep!
Wczoraj - wyjątkowo, bo generalnie T.zasypia "raz,dwa,trzy" - miałyśmy tak samo:) Też w myślach snułam plany o wieczorze z Chirurgami, no ale Dziecko wybitnie zasnąć nie mogło. Bajek chyba milion opowiedziałam. Koniec końców zasnęłam razem z Nią.
OdpowiedzUsuńZdrowia i sił!
Też mi się od razu Albert skojarzył.
OdpowiedzUsuńA zasnął on dopiero, gdy zasnął tata.
W głowę zachodzę, skąd dzieci mają tyle energii, wstając o 7 i nie śpiąc do 21-22.
Wróciłem ;] Położyłem Ninkę spać, przeczytałem bajkę, i umówiliśmy się że już jest czas na sen. No i śpi :)
OdpowiedzUsuńOjcowie są niezbędni i niezastąpieni. Amen. :)
OdpowiedzUsuń