środa, 28 sierpnia 2013

Dziecko mi rośnie

Za parę dni Ni zostanie przedszkolakiem.



Dziś byłam na zebraniu w przedszkolu i niejedna mama miała nietęgą minę, a jedna z nich wręcz ocierała mokre oczy na myśl o wypuszczeniu spod skrzydeł swego dwuipółlatka.

Dotarło do mnie z podwójną mocą, że moje dziecko tak szybko rośnie, staje się coraz bardziej osobne i samodzielne.
Tak jakby sadziła teraz taki wielki krok na moście pomiędzy byciem maluszkiem a dużym przedszkolakiem.

Pęd za samodzielnością jest u niej niesamowity.
Wszystko chce wykonywać sama - a i z coraz większą ilością złożonych zadań świetnie sobie radzi.
Co nie zmienia faktu, że z lubością zamienia się w malutkiego koteczka rodziców, kiedy ma ochotę się wyprzytulać i kiedy trzeba iść spać.

Całe szczęście!

Łapiemy te ulotne chwile.
Z dziką przyjemnością śpimy w z nią we trójkę w wielkim łóżku wtulając w jej włosy, w jej ciepło i zapach i zaliczając kopniaki w oko bosą stópką nad ranem i kurczowe wpijanie paluszków w ramię, sprawdzających co jakiś czas, czy na pewno jesteśmy obok.

Myślałam kiedyś, że nigdy nie nauczy się przesypiać nocy.
Dziś nie tylko śpi bezproblemowo całą noc, ale właśnie nauczyła się sama świadomie zasypiać po przeczytaniu bajki i buziakach. To dla nas rewolucja (co nie przeszkadza jej symbolicznie wtulać się we mnie dla zasady i wzdychać rozpaczliwie i teatralnie: "nie możesz mnie tak zostawiać samej, nie idź!")

W ciągu dnia przytula się na chwile przystając w biegu, po czym biegnie zaraz do swoich zajęć i do dzieci. Już zaraz będzie miała swój osobny  świat kolegów i przedszkolnych ważnych spraw.

Z matczynej piersi wyrywa się zaskoczone : "Cholerka, wczesne dzieciństwo naprawdę tak szybko mija! okraszone łezką wzruszenia i sentymentu.

Przypuszczam, że to właśnie ten częsty moment kiedy rodzice oszołomieni osobnością swojego dziecka i jego wkraczaniem na nowy etap indywidualności i rozwoju decydują się na kolejne dziecię. By mieć znów tę delikatną i w pełni zależną od siebie słodycz, za którą zaczynają tęsknić (bo zdążyli już zapomnieć o kupach, zupach i ząbkowaniu:).

Kilka dni dzieli nas od rozpoczęcia roku przedszkolnego, a w głowie eksplozja myśli z przeciwległych biegunów.
A może to nie tylko przedszkole ale i nadchodząca jesień tak melancholijnie mnie nastraja?

2 komentarze:

  1. Znaczy się najwyższy czas na następne :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam swój pierwszy dzień w przedszkolu, jakby to było wczoraj! "Tato, ale nie idziemy do przedszkola, prawda?", "Tato, ale na pewno?"... I wyszło, jak zwykle :) darłam się, ale jak przestałam, to nagle okazało się, że ten przedszkolny świat nie jest taki zły. Myślę, że odprowadzał mnie ojciec dlatego, że miał zawsze zimną krew i wielką przyjemność sprawiało mu wystawianie mnie na wszelkie życiowe próby :) wierzę, że małej Ni przejdzie równie szybko, jak i mnie!

    OdpowiedzUsuń